Dzisiejszy post będzie nieco
kontrowersyjny. Zauważyliście to już zapewne po tytule. Powiem o wszystkich
produktach, jakie stosuje, ale najbardziej przyłożę się do tego jednego –
szamponu z Dermeny przeciw wypadaniu włosów. Miało być parę słów o pielęgnacji
ciała, jednakże zmieniłam kolejność.
Kursywą przedstawiłam moją „krótką”, włosową historię. Jeśli nie
macie ochoty o niej czytać, przejdzie dalej do konkretnych produktów.
Zaczynamy!
Mało o mnie wiecie, nic o moich włosach, o których nigdy nie opowiadałam, dlatego zacznę od takiego
krótkiego (aha, na pewno) wstępu.
Moje włosy były farbowane przez ok. 5-6 lat jakieś dwa lata temu. Nie
interesował mnie temat „włosowaty”, dlatego też nie miałam żadnej, podstawowej
wiedzy. Na początku je przyciemniłam, a później poszłam w odcienie blond. Nie
stosowałam nic oprócz jakieś prostego, ogólnego szamponu (schauma, bodajże).
Możecie sobie wyobrazić, jakie miałam siano na głowie.
Jakieś dwa lata temu zdecydowałam się na radykalny krok. Własnoręcznie
ścięłam wszystkie odrosty (po ścięciu moje włosy sięgały ramion). Byłoby to
świetne rozwiązanie gdyby nie fakt, że miałam tępe nożyczki… I wracamy do
punktu wyjścia. No może krok do przodu, nie miałam już siana na głowie.
Zaczęłam regularnie podcinać końcówki u fryzjerki. Stosowałam (i nadal
stosuję) dość dobre produkty do włosów (szampony + odżywki). Wybieram naturalne
składy, staram się bez sls. Nieraz nawet nałożę olej (czego wprost nienawidzę!)
lub maskę. I muszę powiedzieć, że ich kondycja wzrosła o 100%. Nie miałam
żadnych zniszczonych końcówek, były lśniące, mięciutkie itp. Nawet podrosły za
ramiona. I żeby przerwać tę piękną sielankę, muszę powiedzieć o bardzo złym
zjawisku. Włosy zaczęły wypadać, garściami. Słuchajcie… myślałam, że się
rozpłaczę. A robię to bardzo rzadko. Jeszcze nie wspomniałam o jednym – od paru
lat chorowałam na łojotokowane zapalenie skóry głowy. Skończyło się wraz z
delikatnymi szamponami, które nie przesuszały mojej skóry, dzięki czemu nie
wydzielała nadmiernej ilości sebum. Już wtedy myślałam, że pożegnałam się ze
swoimi „włosowatymi” problemami. I pojawiło się wypadanie, nadmierne, w
ogromnych ilościach. Obecnie kiedy zbieram włosy do kucyka, jestem w stanie otoczyć
je najmniejszym palcem dłoni. Coś strasznego… Brałam leki, zmieniłam dietę,
wprowadziłam ruch, nic nie pomogło… I wtedy postawiłam na szampon (kiedyś miałam
lekki problem z wypadaniem i szampon mi nie pomógł, dlatego zdecydowałam się na
niego w ostatniej kolejności). Chciałam jakiś sprawdzony, skuteczny. Koleżanka
poleciła mi właśnie Dermenę. I tutaj pojawił się początek końca moich pięknych,
zdrowych włosów…
Zamówiłam ten szampon w aptece internetowej. Kiedy przyszedł, z
ciekawości przeczytałam skład. Pomyślałam sobie wtedy „równie dobrze mogłam
wylać na włosy domestos”. Nie jestem ekspertem, ale zobaczyłam dużo chemii i
nieco się przeraziłam. Jednak obawa przed łysą głową była silniejsza.
A! Kolejna rzecz, o której nie wspomniałam. Kogoś może zdziwić fakt, że
nie mówię nic o lekarzu. Słuchajcie, byłam u lekarza, nawet dwóch. Rodzinnego i
dermatologa. Miałam jakąś tam wcierkę do smarowania głowy i maść (?). Co do
drugiego lekarza, to nie ten sam, który wyleczył mi trądzik. U niego mam wizytę
w maju i na pewno zapytam o moją skórę głowy!
Na czym to ja… A, już wiem! Początek użytkowania szamponu. Po pierwsze,
prawie w ogóle się nie pieni. Po drugie, jest bardzo tępy w użyciu. Niemal nie
można rozprowadzić go na włosach. Po trzecie, zrobiłam jakiś czas temu
eksperyment i wylałam go dość dużo na dłonie. Chciałam zobaczyć, czy może wtedy
zacznie się pienić czy coś. O dziwo, troszkę podziałało. Jednak wiecie, na 200ml
butelkę to mało ekonomiczne rozwiązanie. W ogóle jest to beznadziejny szampon
jeśli chodzi o wydajność. Producent mówi o trzech miesiącach kuracji
przynajmniej 3-4 razy w tygodniu. Stosuję go dużo dłużej i w zasadzie efektów
nie ma. Trochę mnie to nie dziwi, gdyż nie trafiłam nigdy wcześniej na szampon,
który by mi pomógł w tej kwestii…
Nieco sobie pogadałam, a teraz przechodzę do najważniejszego. W swojej
pielęgnacji włosów nie zmieniłam nic prócz szamponu. Miałam wrażenie, że włosy
zrobiły się jakieś takie „szorstkie” w dotyku na końcówkach, jednak chyba sama
w to za bardzo nie dowierzałam. Na ziemię sprowadziła mnie fryzjerka, u której
regularnie podcinam końcówki. Powiedziała, że włosy są do sporego ścięcia.
Kiedy pokazała mi w lustrze ile dokładnie, zrobiło mi się słabo. Była to cała
długość, którą zapuściłam od czasu dbania o moje włosy… To był drugi moment,
kiedy byłam bliska płaczu. Może i to nieroztropne, ale nie zgodziłam się na
takie cięcie. Skończyło się na klasycznym centymetrze.
I mamy teraz chwilę obecną. Jestem bez pomysłów, bez perspektyw na
poprawę kondycji włosów, ze zniszczonymi końcówkami. Mam ogromną nadzieję na
pomoc pana dermatologa. Jestem ciekawa, co mi powie.
Ok, teraz czas na produkty,
których używam w ramach pielęgnacji i ochrony moich włosów. Mało kto lubi
czytać długie farmazony, dlatego też postaram się krótko i na temat.
Postanowiłam nie robić zdjęć
każdemu produktowi osobno, bo troszkę ich mam…. Podzieliłam je na kategorie.
Szampon
1. Batiste Dry Shampoo
cherry
Jest to suchy szampon do włosów. Być
może troszkę Was zdziwię, ale mnie rozczarował. Nie kupię go ponownie.
Podchodziłam do niego kilka razy (co świadczy prawie puste opakowanie),
jednakże za każdym razem jest tak samo. Spryskuję nim włosy, masuję, rozczesuję
i wychodzę. Na początku rzeczywiście poprawia ich wygląd, nawet nieco unosi,
ale po ok. 1h wyglądają one gorzej niż przed spryskaniem… Są oklapnięte, tłuste
i układają się jak chcą (szczególnie grzywka wchodzi mi do oczu). Jak powiedziałam,
próbowałam na różne sposoby, żaden mi nie odpowiada. Sam zapach produktu jest
ładny, ale na krótką metę. Bardzo intensywny, po czasie duszący i mnie w
rezultacie doprowadzający do małych mdłości, kiedy non stop czuję ten produkt
pod nosem. Przepraszam wszystkich fanów tego produktu, ale dla mnie jest to
bubel.
2. Babydream Shampoo
Produkt delikatny, nieco
upierdliwy w aplikacji (nie chce się pienić i jest „tępy”), nie do stosowania
non stop (po czasie Wasze włosy będą wymagały porządniejszego umycia szamponem
z sls). Mimo tego, co o nim napisałam, jestem zadowolona. Dzięki niemu nie mam
już łojotokowego zapalenia skóry głowy. A przynajmniej skończyło się ono wraz
ze zmianą szamponu na ten właśnie, dlatego tak przypuszczam. Na początku ciężko
mi było do niego przywyknąć, ale wierzcie mi, to kwestia przyzwyczajenia.
3. Garnier Ultra Doux szampon odbudowujący olejek z awokado i masło
karite
Ten produkt kupiłam z polecenia
ażeby stosować go od czasu do czasu zamiennie z szamponem babydream. Nie mam do
niego większych uwag, moje włosy lubią małą odmianę, dlatego dobrze wyglądają
po umyciu. Ma przyjemny zapach, ładnie się pieni. Nie odpowiem, czy poprawia
kondycje włosów, bo i nie w tym celu go kupiłam.
4. Dermena
Jeśli nie czytaliście mojego
wywodu powyżej, napiszę w skrócie: nie pieni się, jest tępy w użyciu, mało
ekonomiczny, niszczy włosy, ich kondycje nawet przy zastosowaniu odżywek, nie
kusi ładnym zapachem. Omijajcie go najszerszym łukiem, naprawdę!
Odżywki
1. Garnier Ultra Doux odżywka pielęgnacyjna olejek z awokado i masło
karite
Siedzę przed monitorem i
zastanawiam się, co mogłabym napisać. Nie chciałabym się powtarzać, bo
działanie ma podobne jak szampon z tej serii. Jednak może nie każdy z Was czyta
całą treść, to powiem, że włosy są po niej mięciutkie, gładkie w dotyku, lepiej
się rozczesują. Sam produkt ładnie pachnie i jest dość wydajny.
2. Schwarzkopf Gliss Kur
Hair Repair
Najbardziej wydajny produkt,
jeśli chodzi o dzisiejsze zestawienie. Mam go ponad rok i można powiedzieć, że
doszłam do połowy opakowania. Nie, nie oszczędzam. Tym razem jest to odżywka
bez spłukiwania, zazwyczaj stosuję ją na umyte włosy, od wysokości ucha po same
końce. Jako że stosuję jeszcze inne rzeczy, ciężko mi powiedzieć, czy daje
jakiś efekt „naprawczy”. Sądzę jednak, że takowy może dać jedynie wizyta u
fryzjera. Poza tym to przyjemny produkt. Ładnie pachnie, włosy są po nim
gładkie, bez problemu się rozczesują. Ostatnio natrafiłam na opinię, że jest to
zła odżywka, bo jakaś fryzjerka powiedziała, że niszczy włosy. Dobra, może nie
używam kosmetyków fryzjerskich (choć czaję się na cement odbudowujący z
Keraste), ale póki nie stosowałam Dermeny, a wszystko inne w tym zestawieniu,
nie zauważyłam negatywnych rezultatów.
3. Isana Spulung Intensiv
Pflege
Najnowszy produkt w mojej
kosmetyczce. Kupiłam go na wypadek nagłego skończenia się odżywki z Garniera.
Użyłam dopiero ze dwa razy i jak na razie nie mam do niego żadnych zastrzeżeń.
Może nawet bardziej mi się podoba. Wydaje mi się, że konsystencja jest bardziej
aksamitna, kremowa. Tak w moim odczuciu.
Oleje
1. Loton Oil theraphy coconut oil
Produkt troszkę z przypadku, bo
kupiłam go dlatego, że w drogerii nie można dostać czystego oleju kokosowego. Poleciła
mi go pani z Natury. Rzadko go stosuję, bo nie lubię olejować włosów. Jednak
przyznaję, że włosy go lubią. Po nocy niemal cała ilość produktu zostaje przez
nie wchłonięta. Są bardzo mięciutkie w dotyku. Żaden inny produkt nie daje
takiego efektu. Nie mam również porównania z czystymi olejami, jednak kiedy
szukacie czegoś „na szybko”, mogę go Wam polecić. Dodatkowym plusem jest jego
wydajność, a minusem – jak dobrze pamiętam – cena.
2. Bioelixire Argan Oil
Był to mój pierwszy olejek, który
zakupiłam. Pamiętam swoją rozmowę w Hebe z panem, który szukał dla mnie
szamponu. Cóż, muszę Was rozczarować. Akurat w tym przypadku cena ma znaczenie.
Nie mam już oryginalnego opakowania, jednak pamiętam, że sam olejek arganowy w
tym produkcie był na dość dalekim miejscu w składzie(9?). Jego przeznaczeniem
była ochrona końcówek i przyznaję się bez bicia, często o nim zapominam, jednak
czy go stosuję czy nie, nie widzę różnicy.
Maski
1. Kallos Crema al Latte Milk
2. Sleek Line Mask Hair Repair
W czasie przygotowywania dla Was
tej publikacji, nie miałam żadnej przy sobie, dlatego też napiszę w skrócie.
Obie z nich sprawdzają się rewelacyjnie, choć może ta z Kallosa nieco lepiej
(ze względu na zapach i miękkość włosów). Są przyjemne w aplikacji, dobrze je wygładzają,
pozostawiają na nich ładny zapach, miękką strukturę włosa, odżywiają i
regenerują (kiedy zaczęłam stosować badziewną Dermenę, zrobiło mi się siano – maski
były wybawieniem!).
INNE
1. Toni&Guy
Glamour Firm Hold Hairspray Lakier do włosów
Po raz pierwszy miałam do
czynienia z tą marką. Również gdzieś wyczytałam, że to dobra firma itp. Nie
wiem, czego można więcej wymagać od lakieru do włosów, ale ten sprawdza się
rewelacyjnie. Nie skleja, dobrze utrwala i ma piękny zapach.
2. Toni&Guy Moisturising
Shine Spray Nabłyszczacz
Podobnie jak jego brat bliźniak, ma
piękny zapach. Nabłyszcza włosy (choć po mojej prostownicy nie muszę tego
robić, bo włosy są pięknie wygładzone i lśniące) i utrzymuje się dość długo (do
następnego mycia?). Minusem tego produktu jest to, że można z nim łatwo
przesadzić i wyglądamy jakbyśmy nie myli tych włosów przez tydzień.
Są te produkty, których nie stosuję na co dzień, więc nie jest tak, że spędzam pół dnia w łazience.
Na dzisiaj to wszystko. Jakie są Wasze ulubione produkty do włosów? Polecacie coś? Wpadło Wam w coś w oko? Czy stosowaliście zlinczowaną przeze mnie Dermenę? Liczę na Wasze opinie.
Buziaki!
jak dobrze że nie posłuchałam dermatologa i nie kupiłam dermeny!
OdpowiedzUsuńCiężka sprawa z tym szamponem Dermeny
OdpowiedzUsuńdziwne że tak źle się spisał..
UsuńPo wizycie u odpowiedniego lekarza, już wiem dlaczego tak się spisał :(
Usuńja już włosków nie zapuszczam od kiedy mam krotsze czuje się lepiej i mniej kaski zuzywam na produkty :)
OdpowiedzUsuńBatiste świetny szampon;)
OdpowiedzUsuńtrochę silikonów jest ... ale na mnie też działają dobrze
OdpowiedzUsuń