środa, 1 kwietnia 2015

Wiosenne MUST HAVE!



Na dobry początek małe zestawienie ubrań/akcesoriów, które zamierzam zakupić sobie w najbliższym czasie. Oczywiście część z nich posłuży mi jeszcze latem, a być może nawet ciepłą jesienią. Stwierdziłam, że muszę nieco ożywić swoją garderobą i dodać jej troszkę świeżości.
Jeśli jesteście ciekawi, na co mam chrapkę i w czym gustuję, zapraszam do zapoznania się z poniższym postem. Przestrzegam, iż jest to moje subiektywne zestawienie, co planuje kupić i niekoniecznie wszystko związane jest z wiosną, czyli żywym kolorem i kwiecistymi wzorami. Są to moje inspiracje. Niektórych z tych rzeczy w życiu nie kupiłabym za taką cenę! Miejcie to proszę na uwadze podczas przeglądania/czytania posta.


Może zacznę od nieco niespodziewanych rzeczy, a mianowicie biżuterii. Od jakiegoś czasu chodzą za mną dwie rzeczy: pierścionek i naszyjnik. Jestem typowym bladziochem o zimnej karnacji, dlatego też nie powinien nikogo zdziwić fakt, że gustuję w srebrnej biżuterii. Ktoś mi zaraz napisze, że jestem próżna, jakbym nie mogła przedstawić czegoś ze sztucznych wyrobów. Niestety, uczulenie na nikiel (znajduje się tam, gdzie nie ma srebra lub złota) skutecznie mi to uniemożliwia.






Nie mogłam się zdecydować i wstawiłam dość dużo modeli. Wszystkie pochodzą z firmy YES, przeważnie kolekcji Scarlett. Ku mojemu zaskoczeniu ich ceny zaczynają się już od 49zł, a tak średnio kosztują ok. 80zł. Jeden z nich już mam, na jeden czaiłam się przez parę miesięcy, jednakże wciąż nie zdecydowałam się na zakup. Może zgadniecie, o których mówię? J
Poza tym ostatnio kupiłam taki, za którym pojechałam ładnych parę kilometrów, aby znaleźć swój rozmiar. Zakochałam się w tym modelu. Pochodzi z kolekcji SIX, kupiony w C&A. Kosztował dokładnie 19,99zł. Wiem, nie jest srebrny, dlatego też noszę go niezwykle rzadko. Od dwóch tygodni miałam go na sobie może ze dwa razy. Kobiety również mają swoje słabości. Szukałam ładnego zdjęcia w Internecie, ale – o ironio! – nie znalazłam. Dlatego też zadowólcie się selfie mojej dłoni z komórki.



Kolejnym elementem są naszyjniki. Tym razem podpisałam ładnie zdjęcia. Sama nie wiem, czego do końca szukam. Myślałam nad czymś bardziej ozdobnym, większym, ażeby ten jeden element stroju dominował nad resztą ubioru i ładnie dopełniał całość. Z innej strony chciałabym coś mniejszego, delikatniejszego, zwracającego uwagę. Tak, wiem – zrozumieć kobietę J



Kolejna kategoria to okulary. To jedna z tych rzeczy, w którą warto zainwestować, żeby posłużyła nam na lata. Co prawda nie trzeba wydawać tyle, ile ja myślę zapłacić, jednak zakochałam się w pewnym modelu. Poniżej parę propozycji, nad którymi się zastanawiam.




Kolejnym elementem jest zakup nowej torebki, który ciągle odkładałam na później. Wiadomo, zawsze znalazły się inne wydatki. Do niedawna kupowałam tanie torebki, które starczały mi przeważnie na jeden sezon podczas codziennego użytkowania. Warto wspomnieć, że nie obchodzę się z nimi jak z jajkiem. Pakuję tam wszystko, przeważnie naciągając suwak, aby się dopiął czy boki, żeby weszła teczka A4. Stwierdziłam, że kiedy wydaję ok. 100zł na rzecz, którą mam na krótki okres czasu, to nie ma sensu. Dla porównania posiadam malutką torebeczkę, skórzaną, za którą dość dużo kiedyś zapłaciłam i służy mi ponad 10lat. Na szczęście ponadczasowy model pozwala mi nadal wychodzić z nią na ulicę. Dlatego oduczyłam się kupowania toreb z frędzlami, wzorami, klamerkami itp. Podobnie zresztą robię z odzieżą – przede wszystkich klasyka. Wracając do tematu, co z tego, kiedy torebki służą mi przez niecały rok? Wolę kupić jedną w cenie trzech/czterech, a również mieć na bardzo długi okres czasu. Kupowanie torebki to jedna z tych rzeczy, która mnie stresuje. Jestem ogromnie wymagająca, dlatego też tak mało propozycji poniżej – i nadal nie jestem pewna, czy którą z nich bym wybrała, bo chyba żadna nie podoba mi się w stu procentach.



Wreszcie przejdziemy do ubrań. Tutaj niewiele rzeczy, bo i część już sobie wcześniej kupiłam.

Klasyczna marynarka to coś, czego bardzo mi brakuje w mojej szafie. Wiecie, mam taką galową marynarkę, z grubszego materiału, z poduszeczkami na ramionach itp. Chodzi mi bardziej o coś cieńszego, z „luźnego” materiału, w kolorze.



Kolejnym elementem będzie prosta, jednokolorowa spódniczka. Jeśli chodzi o tę część garderoby, to mam jej chyba najwięcej. I problemem jest to, że każda z nich ma jakiś wzorek; krata, koronka, kwiatki, paski itp. Nie przepadam za gładkimi bluzkami (a praktycznie tylko one pasują), więc poszukuję tym razem prostej spódniczki.



Jak byłam dzieckiem, nawet jeszcze w wieku nastoletnim, wzbraniałam się przed wszystkimi sweterkami, swetrami i golfami (bluza to jedyna rzecz, którą akceptowałam). To ostatnie już mi chyba na zawsze zostanie. Dlatego teraz, nie inaczej, postanowiłam poszukać sobie jakiejś cienkiej bluzy, dość uniwersalnej, która pasowałaby mi „do wszystkiego”.




Zastanawiałam się, czy nie dodać na koniec jakiś butów. Stwierdziłam, że półbuty na wiosnę mam, trampki jakieś tam również, a sandałki na lato pojawią się w kolejnym zestawieniu.

Napiszcie mi proszę, co sądzicie o moich przyszłych zakupach? Może macie jakiś cynk o promocjach? Coś wpadło Wam w oko?

Następna publikacja już za tydzień pt. „Luźny post – wspomnienia z Westerplatte”. Będzie trochę zdjęć z mojego wiosennego wypadu, kiedy dopisała mi piękna pogoda.

Buziaki!

4 komentarze:

  1. bardzo lubię tego typu posty :) inspirują! przy okazji, świetny wygląd bloga i dziękuję za komentarz u mnie :) cieszę się, że moja organizacja toaletki spodobała Ci się :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No ale masz dużo zachciewajek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. wszystkie bluzy mi się podobają :D
    a jakaś nowa torebka też by mi się przydała, chociaż tak się zastanawiam czy warto wydać parę stówek, skoro jakość może wcale nie będzie lepsza niż tańszych... (ostatnio była jakaś afera z torbami Wittchen)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o pozostawienie subiektywnej opinii.