środa, 6 maja 2015

Obecna pielęgnacja włosów – w jaki sposób Dermena zniszczyła efekty mojego zapuszczania?



Dzisiejszy post będzie nieco kontrowersyjny. Zauważyliście to już zapewne po tytule. Powiem o wszystkich produktach, jakie stosuje, ale najbardziej przyłożę się do tego jednego – szamponu z Dermeny przeciw wypadaniu włosów. Miało być parę słów o pielęgnacji ciała, jednakże zmieniłam kolejność.

Jest to moja subiektywna opinia i może różnić się z Waszymi doświadczeniami. 



Kursywą przedstawiłam moją „krótką”, włosową historię. Jeśli nie macie ochoty o niej czytać, przejdzie dalej do konkretnych produktów. Zaczynamy!

Mało o mnie wiecie, nic o moich włosach, o których nigdy  nie opowiadałam, dlatego zacznę od takiego krótkiego (aha, na pewno) wstępu. 

Moje włosy były farbowane przez ok. 5-6 lat jakieś dwa lata temu. Nie interesował mnie temat „włosowaty”, dlatego też nie miałam żadnej, podstawowej wiedzy. Na początku je przyciemniłam, a później poszłam w odcienie blond. Nie stosowałam nic oprócz jakieś prostego, ogólnego szamponu (schauma, bodajże). Możecie sobie wyobrazić, jakie miałam siano na głowie. 

Jakieś dwa lata temu zdecydowałam się na radykalny krok. Własnoręcznie ścięłam wszystkie odrosty (po ścięciu moje włosy sięgały ramion). Byłoby to świetne rozwiązanie gdyby nie fakt, że miałam tępe nożyczki… I wracamy do punktu wyjścia. No może krok do przodu, nie miałam już siana na głowie.
Zaczęłam regularnie podcinać końcówki u fryzjerki. Stosowałam (i nadal stosuję) dość dobre produkty do włosów (szampony + odżywki). Wybieram naturalne składy, staram się bez sls. Nieraz nawet nałożę olej (czego wprost nienawidzę!) lub maskę. I muszę powiedzieć, że ich kondycja wzrosła o 100%. Nie miałam żadnych zniszczonych końcówek, były lśniące, mięciutkie itp. Nawet podrosły za ramiona. I żeby przerwać tę piękną sielankę, muszę powiedzieć o bardzo złym zjawisku. Włosy zaczęły wypadać, garściami. Słuchajcie… myślałam, że się rozpłaczę. A robię to bardzo rzadko. Jeszcze nie wspomniałam o jednym – od paru lat chorowałam na łojotokowane zapalenie skóry głowy. Skończyło się wraz z delikatnymi szamponami, które nie przesuszały mojej skóry, dzięki czemu nie wydzielała nadmiernej ilości sebum. Już wtedy myślałam, że pożegnałam się ze swoimi „włosowatymi” problemami. I pojawiło się wypadanie, nadmierne, w ogromnych ilościach. Obecnie kiedy zbieram włosy do kucyka, jestem w stanie otoczyć je najmniejszym palcem dłoni. Coś strasznego… Brałam leki, zmieniłam dietę, wprowadziłam ruch, nic nie pomogło… I wtedy postawiłam na szampon (kiedyś miałam lekki problem z wypadaniem i szampon mi nie pomógł, dlatego zdecydowałam się na niego w ostatniej kolejności). Chciałam jakiś sprawdzony, skuteczny. Koleżanka poleciła mi właśnie Dermenę. I tutaj pojawił się początek końca moich pięknych, zdrowych włosów…

Zamówiłam ten szampon w aptece internetowej. Kiedy przyszedł, z ciekawości przeczytałam skład. Pomyślałam sobie wtedy „równie dobrze mogłam wylać na włosy domestos”. Nie jestem ekspertem, ale zobaczyłam dużo chemii i nieco się przeraziłam. Jednak obawa przed łysą głową była silniejsza.
A! Kolejna rzecz, o której nie wspomniałam. Kogoś może zdziwić fakt, że nie mówię nic o lekarzu. Słuchajcie, byłam u lekarza, nawet dwóch. Rodzinnego i dermatologa. Miałam jakąś tam wcierkę do smarowania głowy i maść (?). Co do drugiego lekarza, to nie ten sam, który wyleczył mi trądzik. U niego mam wizytę w maju i na pewno zapytam o moją skórę głowy!

Na czym to ja… A, już wiem! Początek użytkowania szamponu. Po pierwsze, prawie w ogóle się nie pieni. Po drugie, jest bardzo tępy w użyciu. Niemal nie można rozprowadzić go na włosach. Po trzecie, zrobiłam jakiś czas temu eksperyment i wylałam go dość dużo na dłonie. Chciałam zobaczyć, czy może wtedy zacznie się pienić czy coś. O dziwo, troszkę podziałało. Jednak wiecie, na 200ml butelkę to mało ekonomiczne rozwiązanie. W ogóle jest to beznadziejny szampon jeśli chodzi o wydajność. Producent mówi o trzech miesiącach kuracji przynajmniej 3-4 razy w tygodniu. Stosuję go dużo dłużej i w zasadzie efektów nie ma. Trochę mnie to nie dziwi, gdyż nie trafiłam nigdy wcześniej na szampon, który by mi pomógł w tej kwestii…

Nieco sobie pogadałam, a teraz przechodzę do najważniejszego. W swojej pielęgnacji włosów nie zmieniłam nic prócz szamponu. Miałam wrażenie, że włosy zrobiły się jakieś takie „szorstkie” w dotyku na końcówkach, jednak chyba sama w to za bardzo nie dowierzałam. Na ziemię sprowadziła mnie fryzjerka, u której regularnie podcinam końcówki. Powiedziała, że włosy są do sporego ścięcia. Kiedy pokazała mi w lustrze ile dokładnie, zrobiło mi się słabo. Była to cała długość, którą zapuściłam od czasu dbania o moje włosy… To był drugi moment, kiedy byłam bliska płaczu. Może i to nieroztropne, ale nie zgodziłam się na takie cięcie. Skończyło się na klasycznym centymetrze. 

I mamy teraz chwilę obecną. Jestem bez pomysłów, bez perspektyw na poprawę kondycji włosów, ze zniszczonymi końcówkami. Mam ogromną nadzieję na pomoc pana dermatologa. Jestem ciekawa, co mi powie.

Ok, teraz czas na produkty, których używam w ramach pielęgnacji i ochrony moich włosów. Mało kto lubi czytać długie farmazony, dlatego też postaram się krótko i na temat.
Postanowiłam nie robić zdjęć każdemu produktowi osobno, bo troszkę ich mam…. Podzieliłam je na kategorie. 


Szampon 



1. Batiste Dry Shampoo cherry

Jest to suchy szampon do włosów. Być może troszkę Was zdziwię, ale mnie rozczarował. Nie kupię go ponownie. Podchodziłam do niego kilka razy (co świadczy prawie puste opakowanie), jednakże za każdym razem jest tak samo. Spryskuję nim włosy, masuję, rozczesuję i wychodzę. Na początku rzeczywiście poprawia ich wygląd, nawet nieco unosi, ale po ok. 1h wyglądają one gorzej niż przed spryskaniem… Są oklapnięte, tłuste i układają się jak chcą (szczególnie grzywka wchodzi mi do oczu). Jak powiedziałam, próbowałam na różne sposoby, żaden mi nie odpowiada. Sam zapach produktu jest ładny, ale na krótką metę. Bardzo intensywny, po czasie duszący i mnie w rezultacie doprowadzający do małych mdłości, kiedy non stop czuję ten produkt pod nosem. Przepraszam wszystkich fanów tego produktu, ale dla mnie jest to bubel. 

2. Babydream Shampoo

Produkt delikatny, nieco upierdliwy w aplikacji (nie chce się pienić i jest „tępy”), nie do stosowania non stop (po czasie Wasze włosy będą wymagały porządniejszego umycia szamponem z sls). Mimo tego, co o nim napisałam, jestem zadowolona. Dzięki niemu nie mam już łojotokowego zapalenia skóry głowy. A przynajmniej skończyło się ono wraz ze zmianą szamponu na ten właśnie, dlatego tak przypuszczam. Na początku ciężko mi było do niego przywyknąć, ale wierzcie mi, to kwestia przyzwyczajenia. 

3. Garnier Ultra Doux szampon odbudowujący olejek z awokado i masło karite

Ten produkt kupiłam z polecenia ażeby stosować go od czasu do czasu zamiennie z szamponem babydream. Nie mam do niego większych uwag, moje włosy lubią małą odmianę, dlatego dobrze wyglądają po umyciu. Ma przyjemny zapach, ładnie się pieni. Nie odpowiem, czy poprawia kondycje włosów, bo i nie w tym celu go kupiłam. 

4. Dermena



Jeśli nie czytaliście mojego wywodu powyżej, napiszę w skrócie: nie pieni się, jest tępy w użyciu, mało ekonomiczny, niszczy włosy, ich kondycje nawet przy zastosowaniu odżywek, nie kusi ładnym zapachem. Omijajcie go najszerszym łukiem, naprawdę!


Odżywki



1. Garnier Ultra Doux odżywka pielęgnacyjna olejek z awokado i masło karite

Siedzę przed monitorem i zastanawiam się, co mogłabym napisać. Nie chciałabym się powtarzać, bo działanie ma podobne jak szampon z tej serii. Jednak może nie każdy z Was czyta całą treść, to powiem, że włosy są po niej mięciutkie, gładkie w dotyku, lepiej się rozczesują. Sam produkt ładnie pachnie i jest dość wydajny. 

2. Schwarzkopf Gliss Kur Hair Repair

Najbardziej wydajny produkt, jeśli chodzi o dzisiejsze zestawienie. Mam go ponad rok i można powiedzieć, że doszłam do połowy opakowania. Nie, nie oszczędzam. Tym razem jest to odżywka bez spłukiwania, zazwyczaj stosuję ją na umyte włosy, od wysokości ucha po same końce. Jako że stosuję jeszcze inne rzeczy, ciężko mi powiedzieć, czy daje jakiś efekt „naprawczy”. Sądzę jednak, że takowy może dać jedynie wizyta u fryzjera. Poza tym to przyjemny produkt. Ładnie pachnie, włosy są po nim gładkie, bez problemu się rozczesują. Ostatnio natrafiłam na opinię, że jest to zła odżywka, bo jakaś fryzjerka powiedziała, że niszczy włosy. Dobra, może nie używam kosmetyków fryzjerskich (choć czaję się na cement odbudowujący z Keraste), ale póki nie stosowałam Dermeny, a wszystko inne w tym zestawieniu, nie zauważyłam negatywnych rezultatów.

3. Isana Spulung Intensiv Pflege
 
Najnowszy produkt w mojej kosmetyczce. Kupiłam go na wypadek nagłego skończenia się odżywki z Garniera. Użyłam dopiero ze dwa razy i jak na razie nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Może nawet bardziej mi się podoba. Wydaje mi się, że konsystencja jest bardziej aksamitna, kremowa. Tak w moim odczuciu.


Oleje



1. Loton Oil theraphy coconut oil

Produkt troszkę z przypadku, bo kupiłam go dlatego, że w drogerii nie można dostać czystego oleju kokosowego. Poleciła mi go pani z Natury. Rzadko go stosuję, bo nie lubię olejować włosów. Jednak przyznaję, że włosy go lubią. Po nocy niemal cała ilość produktu zostaje przez nie wchłonięta. Są bardzo mięciutkie w dotyku. Żaden inny produkt nie daje takiego efektu. Nie mam również porównania z czystymi olejami, jednak kiedy szukacie czegoś „na szybko”, mogę go Wam polecić. Dodatkowym plusem jest jego wydajność, a minusem – jak dobrze pamiętam – cena. 

2. Bioelixire Argan Oil

Był to mój pierwszy olejek, który zakupiłam. Pamiętam swoją rozmowę w Hebe z panem, który szukał dla mnie szamponu. Cóż, muszę Was rozczarować. Akurat w tym przypadku cena ma znaczenie. Nie mam już oryginalnego opakowania, jednak pamiętam, że sam olejek arganowy w tym produkcie był na dość dalekim miejscu w składzie(9?). Jego przeznaczeniem była ochrona końcówek i przyznaję się bez bicia, często o nim zapominam, jednak czy go stosuję czy nie, nie widzę różnicy.


Maski

1. Kallos Crema al Latte Milk
2. Sleek Line Mask Hair Repair

W czasie przygotowywania dla Was tej publikacji, nie miałam żadnej przy sobie, dlatego też napiszę w skrócie. Obie z nich sprawdzają się rewelacyjnie, choć może ta z Kallosa nieco lepiej (ze względu na zapach i miękkość włosów). Są przyjemne w aplikacji, dobrze je wygładzają, pozostawiają na nich ładny zapach, miękką strukturę włosa, odżywiają i regenerują (kiedy zaczęłam stosować badziewną Dermenę, zrobiło mi się siano – maski były wybawieniem!).


INNE



1. Toni&Guy Glamour Firm Hold Hairspray Lakier do włosów 

Po raz pierwszy miałam do czynienia z tą marką. Również gdzieś wyczytałam, że to dobra firma itp. Nie wiem, czego można więcej wymagać od lakieru do włosów, ale ten sprawdza się rewelacyjnie. Nie skleja, dobrze utrwala i ma piękny zapach. 

2. Toni&Guy Moisturising Shine Spray Nabłyszczacz

 Podobnie jak jego brat bliźniak, ma piękny zapach. Nabłyszcza włosy (choć po mojej prostownicy nie muszę tego robić, bo włosy są pięknie wygładzone i lśniące) i utrzymuje się dość długo (do następnego mycia?). Minusem tego produktu jest to, że można z nim łatwo przesadzić i wyglądamy jakbyśmy nie myli tych włosów przez tydzień. 

Są te produkty, których nie stosuję na co dzień, więc nie jest tak, że spędzam pół dnia w łazience.

Na dzisiaj to wszystko. Jakie są Wasze ulubione produkty do włosów? Polecacie coś? Wpadło Wam w coś w oko? Czy stosowaliście zlinczowaną przeze mnie Dermenę? Liczę na Wasze opinie.

Buziaki!

7 komentarzy:

  1. jak dobrze że nie posłuchałam dermatologa i nie kupiłam dermeny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężka sprawa z tym szamponem Dermeny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziwne że tak źle się spisał..

      Usuń
    2. Po wizycie u odpowiedniego lekarza, już wiem dlaczego tak się spisał :(

      Usuń
  3. ja już włosków nie zapuszczam od kiedy mam krotsze czuje się lepiej i mniej kaski zuzywam na produkty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. trochę silikonów jest ... ale na mnie też działają dobrze

    OdpowiedzUsuń

Proszę o pozostawienie subiektywnej opinii.