Ile to razy mówiliście sobie, nie
dam rady, za dużo tego, nie zdążę. Ja przynajmniej kilkakrotnie w semestrze.
Postanowiłam zebrać w jednym miejscu przydatne porady dotyczące nauki i jej
efektywności. Postaram się Wam pomóc w jakimś małym stopniu przygotować się do
sesji, egzaminu.
Jednak pamiętajcie, wszystko zależy od Was!
Zapraszam do lektury.
1. Organizacja czasu.
W moim przypadku najtrudniejsza
rzecz. Najlepiej byłoby wszystko sobie dokładnie rozplanować. Czas nauki jest
dla każdego z nas bardzo indywidualny, jednak sam proces powinien wyglądać
podobnie.
Znam osoby, które do egzaminu
przygotowują się już miesiąc wcześniej. Dla mnie to stanowczo za wcześnie
(wszystko wyleciałoby mi z głowy).
Pierwsza rzecz. Zdobądź notatki, jeśli nie posiadasz własnych.
Robię to średnio (staram się) dwa
tygodnie przed zaliczeniem.
Druga rzecz. Zacznij wcześniej.
Kwestia indywidualna. Wiadomo,
każdy z nas potrzebuje inną ilość czasu na przyswojenie wiedzy, w dodatku nasze
przedmioty różnią się ilością materiału. Kontynuując mój przykład dopowiem, że
zabieram się za naukę tydzień wcześniej.
Trzecia rzecz. Podziel materiał.
W kwestii organizacji musicie
wiedzieć, ile co najmniej czasu dziennie potrzebujecie się pouczyć. W moim
przypadku dzielę ilość stron na liczbę dni do egzaminu. Mam wtedy czarno na
białym, ile dziennie MUSZĘ przerobić. W praktyce staram się troszkę więcej,
gdyż zdarzają się też gorsze dni, kiedy nie mam tyle zapału.
Czwarta rzecz. Dzień przed egzaminem.
Najlepiej byłoby mieć już cały
materiał opanowany, a dzień poprzedzający zaliczenie tylko powtarzać wertując
kartki, nie czytając na nowo całego tekstu. Powinniśmy dać nieco odpocząć
naszej kochanej główce, aby następnego dnia nas nie zawiodła. Pamiętajcie! Nie
zmęczcie jej ostatniego dnia. Może zdarzyć się tak, że ze stresu będziecie
gorzej spać. Mózg będzie wtedy tylko przemęczony, a nie dodatkowo zaorany
materiałem.
2. Nastawienie.
Wiem, ciężko sobie pomyśleć
"o rany, cały semestr czekałam na sesję!". Jednak jeśli zastosujecie
powyższe porady, to mam chociaż nadzieję, że podejdziecie do egzaminu na
spokojnie. Dobra, wiem. Ktoś zaraz zapyta, jak się uczyć, kiedy przedmiot nie
jest najciekawszy...? Być może i mi nie uwierzycie, ale startuję z podobnym
nastawieniem w pięćdziesięciu procentach przypadków. Co wtedy robię? Próbuję
tłumaczyć sobie ten przedmiot jak małemu dziecku. Nie rozumiecie, prawda? Już mówię.
Przykład cząstka koloidalna, jej warstwa dyfuzyjna, adsorpcyjna
oraz środek - ciało stałe.
Kiedy czytałam te słowa po raz
pierwszy, oczy wyszły mi z orbit. Zastanawiałam się, czego ten profesor ode
mnie chce... Patrzyłam na to i zaglądałam w dokładny opis lub zerkałam na
rysunek. Jestem raczej wzrokowcem, więc różnego typu schematu przychodzą mi
łatwiej niż suchy tekst. I później się zaczyna... "Największa kuleczka to
warstwa dyfuzyjna. Dyfuzja kojarzy mi się z wciąganym powietrzem, niczym rura
od odkurzacza. Wciągamy mniejszą warstwę adsorpcyjną do środka. Dziwne, bo
literka "a" jest pierwsza w alfabecie, natomiast jest drugą warstwą,
wciąganą przez nasz odkurzacz. Jak zawsze wszystko na odwrót (...)". Widzicie, że mój opis zaczyna się robić absurdalny,
opowiadam sobie bajkę, którą łatwiej mi kojarzyć. Jedna z metod, która mi
pomaga. Podczas egzaminu przypominam sobie, jak to wygłupiałam się w pokoju
wymyślając dziwne historyjki na dany temat i dużo łatwiej mi odtworzyć
poszczególne fragmenty. Niestety system ten ma jedną, łatwo zauważalną wadę.
Sprawdzi się, kiedy nie mamy multum schematów, lecz parę rysunków. W większej
ilości materiału możecie się pogubić.
3. Samopoczucie.
Jako że to moja pokrewna
dziedzina podczas studiowania pod względem technicznym, mogę Wam polecić parę
rzeczy. Po pierwsze (szczególnie o tej porze roku), zostawcie w pokoju, w
którym się uczycie, otwarte okno. Przy świeżym napływie powietrza dużo lepiej
się myśli. Dyskomfort odczujemy wtedy, gdy chłód zacznie wyziębiać nasze stopy
lub kark. W drugą stronę, pożądane jest chłodzenie twarzy. Nic dziwnego, mózg
przecież intensywnie pracuje.
Kolejna rzecz, pamiętajmy o
regularnych przerwach. Nie tylko na herbatę i toaletę, ale również na
rozprostowanie pleców i nóg. Zróbmy kilka prostych ćwiczeń np. skłony. Ważne
jest również nawodnienie organizmu. Połóżmy przy swoim miejscu do nauki butelkę
wody i bierzmy co jakiś czas parę łyków. Ostatni w tym punkcie ważnym aspektem jest
pełny brzuszek. Chyba nic bardziej nie rozprasza podczas nauki jak ścisk w
żołądku.
Dodatkowo powiem Wam, że porządek
w pomieszczeniu, w którym się uczycie, wpływa na Wasze efekty. Dlatego
poświęćcie chwilkę czasu przed naukę na posprzątanie bałaganu.
Na koniec tego punktu, wskoczcie
w wygodne dresy! Ubranie, które najbardziej lubicie, nie będzie Was rozpraszać.
Punkt ten szczególnie tyczy sie kobiet, które w spódniczce zaczną poprawiać co
chwilkę ściągające się rajstopy. Drugim ważnym elementem są ujarzmione długie
włosy. Najlepiej zaczesać je do tyłu w luźny kucyk czy kok i nie przejmować się
opadającymi kosmykami na środek twarzy.
4. Taktyka.
O niej wspomniałam już troszkę
parę linijek wyżej, jednak zbiorę wszystko w jednym miejscu (wyobrażam sobie,
że nie każdy ma ochotę czytać moje wypociny od dechy do dechy).
Po pierwsze, nauka poprzez skojarzenia.
Być może jesteście takimi
szczęśliwcami, że Wasz materiał na dane zaliczenie moglibyście odnieść do życia
codziennego. Na przykład nauka o żywieniu. Łatwiej Wam skojarzyć coś z kuchnią, wymyślić lub przypiąć do tego jakąś zabawną historyjkę sprzed lat. Oczywiście,
możecie próbować w innych dziedzinach (jak chemia u mnie, o której pisałam
wyżej) i wymyślać do tego bardziej lub mniej abstrakcyjne bajeczki. Powiem Wam,
że póki nie macie tego za dużo, jest to skuteczne. A jeśli faktycznie materiału
jest na pęczki, spróbujcie inaczej. Skoro ta metoda jest dla Was skuteczna,
nauczcie się w ten sposób tylko tych rzeczy, których nie możecie zapamiętać.
Po drugie, nauka poprzez łączenie wątków.
Troszkę podobna opcja do
poprzedniej, jednak z małą różnicą. W tym punkcie jest to przydatne wtedy,
kiedy musicie zapamiętać trochę różnych pojęć z tej samej dziedziny. Wyobraźcie
sobie schemat (posłużę się tutaj pomieszczeniem laboratorium z hydrauliki).
Byliście tam na żywo, widzieliście sprzęty, być może wykonywaliście jakieś
doświadczenia. Mniej więcej pamiętacie, co gdzie było. A więc, uczycie się
pojęć o poszczególnych zjawiskach. Oczami wyobraźni poruszajcie się po tym
laboratorium po kolei. "Od samego źródła do ujścia rzeki." Ułożycie w
ten sposób pewien łańcuszek procesów, które będzie lepiej kojarzyć. U mnie byłaby
to na przykład zmiana średnicy przepływu w kanale -> większa prędkość ->
kolejno ruch przechodzi powoli z laminarnego do burzliwego itd. Zaczynam
układać to sobie po kolei w głowie, rozumieć procesy, łączyć je ze sobą. Mam
wtedy dużo mniej nauki niż pięćdziesiąt osobnych pojęć.
Innym przykładem (i raczej dużo
lepszym) jest nauka historii. Wszystko dzieje się na zasadzie
przyczyna->skutek. Wybucha wojna, musi być pokój, panuje król, będzie
następny lub zmieni się ustrój państwa. Wszystko jest bardzo logiczne i można
to poskładać jak klocki lego.
Po trzecie, nauka na głos.
Ten punkt i kolejny to sprawa
dość indywidualna. Każdemu z nas uczy się lepiej w inny sposób. Jak pisałam
gdzieś tam wyżej, jestem wzrokowcem, więc ciężej mi się uczyć na głos. Jednak
kiedy jestem zdesperowana i nie mogę za żaden sposób czegoś zapamiętać, korzystam
z tej metody. Nie tyle czytam na głos, co powtarzam głośno definicję i
dopowiadam do tego jakąś bzdurę. Nie to, że jest to ważne, ale zaśmieje sie na
głos i może w końcu zostanie mi w głowie na dłużej. Uważajcie na ten sposób,
aby nie wybuchnąć śmiechem na egzaminie.
Po czwarte, nauka wzrokowa.
Moja ulubiona taktyka do uczenia
się schematów i wykresów. Patrzę, zapamiętuję, spoglądam w sufit, próbuję
odtworzyć i tak dalej. Kiedy już bardzo dużo i długo uczę się danego tekstu,
pamiętam jakie gdzie i które definicje były na stronach w moich notatkach.
Kiedy jest coś bardziej skomplikowanego, łączę tę metodę z tą poniżej.
Po piątek, nauka poprzez przepisywanie.
Zasada jest prosta. Uczymy się
chwilę danej treści i przepisujemy ją na kartkę. Aż do skutku, kiedy się
nauczymy. Możemy od razu przepisywać, bez wstępnej nauki. Skuteczna metoda, ale
niestety, czasochłonna. Kiedy mam do przeczytania około stu stron i nauczenia
się ich - nie ma opcji. Polecam do nauki wzorów na przykład z fizyki czy
matematyki - wtedy na pewno się sprawdzi. Mi pomaga również przy nauce
schematów czy wykresów, o których pisałam wyżej.
Po szóste, nauka z muzyką.
Osobiście nie stosuję tego
sposobu, bo muszę mieć cichutko w pokoju do pamięciówki, jednak znam osoby,
które niemal nie mogą uczyć się bez muzyki. Mnie to rozprasza, zamiast czytać
tekst zaczęłabym nucić piosenki i nic by z tego nie wyszło.
Po siódme, kolorowe zakreślacze.
Nieco zapomniałam o tej metodzie,
a przecież tak często z niej korzystam! Kiedy leży przede mną stos kartek do
przeczytania i zależy mi na zapamiętaniu akurat jakiś konkretnych fraz, używam
zakreślaczy. Sprawdzają się świetnie, kiedy już tylko przed egzaminem wertuję
materiał i przypominam sobie najważniejsze rzeczy. Sam kolor małych pomocników
jest również istotny. Według badań najlepiej sprawdzi Wam się pomarańczowy,
następnie żółty, a na końcu niebieski. Praktycznie powiem, że jest to kwestia
bardzo indywidualna. Racja, pomarańczowy wymiata, jednak żółty kompletnie mi
nie pasuje i jak już, używam zielonego.
W tym punkcie dodam jeszcze, że
dość fajne są również kolorowe długopisy przy notatkach ręcznych. Jednak...
Powiedzmy sobie szczerze, jeśli ktoś szybko mówi lub dyktuje, nie ma raczej
czasu na zmianę narzędzia w ręku.
5. Wspomagacze?
Po pierwsze, zielona herbata i
woda mineralna. Dodatkowo, jeśli macie tendencję do denerwowania się, polecam
melisę lub jakiekolwiek zioła w saszetkach do parzenia. To naprawdę działa i
jeśli jesteście miłośnikami zielonej herbaty (tak jak ja!), pomysł przypadnie
Wam do gustu.
Po drugie, banany. Moim zdaniem
świetnie poprawiają koncentrację i tok myślenia. Łatwiej mi się skupić i zająć
lekcjami. Dobrym pomysłem są również orzechy (nie, nie te solone!). Mają
podobne, a chyba nawet lepsze działanie.
Po trzecie, wcześniejsza
suplementacja. Nie pomogą Wam żadne tabletki dzień przed rozpoczęciem nauki
(tydzień przed egzaminem). Optymalnym czasem jest miesiąc, kiedy
zauważycie pierwsze efekty. I jeszcze jedno, nie trujcie się taką Sesją czy czymś podobnym. O wiele lepiej
zrobicie spożywając dobrze przyswajalny magnez czy komplet witamin.
Po czwarte, jako ostatnia deska
ratunku, może nam posłużyć energetyk. Byle nie dzień przed egzaminem! Jeśli już
chcemy organizm wymęczyć, to musi on potem odetchnąć. Ostatnia noc przed
zaliczeniem powinna Wam posłużyć jako odpoczynek.
To już wszystko na dzisiaj. Mam
ogromną nadzieję, że o niczym nie zapomniałam i przydadzą Wam się moje porady.
Pisząc ten post zdałam sobie sprawę, że sama nie stosuję połowy z wspomnianych
trików, muszę to nadrobić!
A! Ostatnio troszkę zaniedbałam
dodawanie wpisów i czytanie Waszych publikacji. Wybaczcie, miałam gorący okres
w życiu, powoli wszystko wraca do normy. Mam chwilę wolnego, to postaram się
wszystko nadrobić. Wyobraźcie sobie, że rozpisałam "grafik postów" do
końca września, także nie jest to kwestia "nie mam o czym pisać". Nie
tym razem!
Trzymajcie się ciepło!
ja uczyłam się metodą na "trzy". Rano i popołudnie i wieczór notatki czytałam trzy dni przed egzaminami:)
OdpowiedzUsuńSporo pomocnych porad :)
OdpowiedzUsuńja juz dawno sie nie uczylem :D
OdpowiedzUsuńBardzo przydatne i fajnie napisane porady :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście aktualnie o nauce wszyscy zapomną na kilka miesięcy :)
OdpowiedzUsuńDla mnie najważniejsza była zawsze po prostu systematyczność i przejrzyste notatki :) Na szczęście okres szkoły, studiów mam już za sobą :)
OdpowiedzUsuń